Pozycja 12: Migdał i 0.33l wody z Niagary

O tym co szumi, jak znalazłem się w Kanadzie bez wizy ani odpowiedniego paszportu, a także o paru nowo jorskich przygodach...

Tym razem zawędrowałem do Dużego Jabłka. Pierwotnie została założona przez Holendrów jako Nowy Amsterdam. Zrobili oni jedną z najlepszych transakcji na świecie. Za równowartość dzisiejszych[1] 1000 dolarów, kupili od Indian Manhattan.

Wyspa jest odrobinę podmokła, ale za to ma doskonałe położenie. Przy ujściu rzeki Hudson nad Oceanem Atlantykiem była idealnym miejscem na port handlowy. Nie uszło to uwadze Anglikom, którzy przejęli miasto 1664 i nadali mu dzisiejszą nazwę...

Pierwsze wrażenia po wylądowaniu były pozytywne. Ta 8 milionowa metropolia jest wyjątkowo przyjazna dla przyjezdnych. Ulice na Manhattanie tworzą prostopadłą siatkę i w większości są nazwane kolejnymi liczbami (np. ulica 119). Jak by tego było mało znając parę słów (W/E, Street/Avenue, Uptown/Downtown) można rozszyfrować orientację i kierunek. To w zupełności wystarczy by poruszać się w dżungli wieżowców.

Jeszcze bardziej zdziwiło mnie to, że miejscowe narzecze jest wyjątkowo czyste i zrozumiałe. W metrze rozumiałem prawie całe rozmowy przechodniów.

W końcu trafiłem do hostelu. Pokój dzieliłem ze studentem z Malezji, Brazylii i dwoma Niemcami. Jednak bardziej zgadałem się z Hindusem i razem poszliśmy zwiedzać okolice. Udało mi się nawet zaciągnąć go na Msze Św. Potem przyszła kolej na Central Park - duży zielony prostokąt na mapie Manhattanu.

Mój nowy kolega - Akhilesh przyleciał zdawać egzaminy medyczne. Jest to całkiem intratna profesja w USA, dająca zarobki rzędu 200 tysięcy dolarów rocznie[2]. Trudno zdobyć tu uprawnienia, a żeby uznano zagraniczne trzeba zdać trudny egzamin i odbyć trzyletnią praktykę. Za samo podejście do egzaminu płaci się 5000$. Jest to fortuna dla mieszkańców Indii. Akhilesh był zadowolony z tego co napisał i już za dwa miesiące się dowie czy dopuszczą go do elitarnego grona lekarzy...

Następnego dnia, wcześnie rano, pognałem metrem do China Town. Tam wsiadłem do autobusu pełnego skośnookich jadącego na wycieczkę nad Niagarę. Byłem jedynym Europejczykiem na pokładzie. Po paru godzinach dojechaliśmy do pierwszej atrakcji wycieczki - rejsu statkiem w Thousand Islands.

Jest to malownicze jezioro Ontario, na którym jest 1793 wysp. Na sporej części z nich zbudowano malownicze rezydencje. Przekroczyliśmy też statkiem na chwilę  granicę z Kanadą. Po rejsie ruszyliśmy w dalszą podróż.

Po następnych godzinach w autokarze, moje plecy zaprotestowały. Widocznie nie lubią gdy 20+ godzin wyciągam się prosto i śpię na zwykłym siedzeniu. Na szczęście po drobnych modyfikacjach mojego patentu na spanie w autobusie/samolocie plecy zakończyły swój strajk.

W końcu zobaczyłem po raz pierwszy Niagarę:

Nie do końca wyglądało to tak jak sobie wyobrażałem. Jak się okazało Kanadyjczycy chcą wyciągnąć z tego miejska jak najwięcej dolarów i zezwalają na budowę wież. Aż mi się zachciało napisać taki list[3]:

Drodzy Kanadyjczycy z Niagara Falls,

w sumie te Wasze wysokie budynki mają swój urok. Chociaż tymi migającymi lampkami udowodniliście, że macie równie dobre poczucie gustu jak Amerykanie.

Jacek Migdal

PS: To nie jest komplement.

Im bliżej wody tym lepiej do wyglądało. Jako beztroski pstrykacz udało mi się uchwycić tylko ułamek tego piękna. Na zakończenie były fajerwerki.

Następnego dnia rano zobaczyłem Niagarę w pełnej krasie. Nie jest to ani najwyższy, ani najszerszy wodospad, ale ilość wody która nią płynie jest przeolbrzymia.

Oczywiście jesteśmy na tyle sprytnie, że przez większość czasu do 3/4 wody płynie w hydroelektrowni. Jednak na turystach można zarobić więcej i w czasie sezonu nie podbierają zbyt dużo wody.

Jak przystało na Amerykanów w okolicy jest kino. Można w nim poszybować po okolicy, zobaczyć jak ludzie spływali beczką w dół wodospadu... Jednak najlepszą atrakcją był rejs statkiem pod wodospad. Świetnie widoki i "sztorm" gwarantowany.

Chociaż rozdali pelerynę to bardziej przejmowałem się robieniem zdjęć niż dbaniem bym zbytnio nie zmokłem. W końcu w pierwszym rzędzie są lepsze widoki? 

^ Jak dziecko lub gorzej.

Przy Niagarze czas płynie szybciej niż woda. Wkrótce trzeba było się zbierać i jechać z powrotem do Nowego Yorku.

Po drodze zahaczyliśmy o Corning. Jest to znana mieścina z produkcji szkła we wszystkich możliwych postaciach. Był pokaz gorącego szkła i jego wydmuchiwania. Do tego dziesiątki artystycznych rzeźb.

Późnym wieczorem dotarłem do China Town w Nowym Yorku. Na Harlem dotarłem po 22. O tej godzinie nadal widziałem dzieci w wieku szkolnym chodzące bez rodziców, ludzi spacerujących po ulicy itp. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że potoczna opinia o tej dzielnicy jest mocno zdezaktuaizowana...

Ciąg dalszy nastąpi... następny Migdał powróci przyrządzony po nowo jorsku.

Przypisy:

  • [1] uwzględniając inflację
  • [2] mając odpowiednią specjalizację
  • [3] zachciało != zrobiłem

565 views and 0 responses